Zbigniew Podgajny - pianista, organista, kompozytor, aranżer.
Urodził się 19 grudnia 1933 r. w Nowym Sączu. Pochodził z rodziny o tradycjach muzycznych. Ojciec był w latach 1949-1983 skrzypkiem Orkiestry PRiTV w Krakowie oraz Filharmonii Krakowskiej. Z. Podgajny w wieku 6 lat rozpoczął naukę gry na fortepianie, m.in. u profesor Marii West. Po ukończeniu Liceum Ogólnokształcącego w 1950 r. zamieszkał w Krakowie, gdzie rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz naukę w średniej szkole muzycznej w klasie fortepianu.
Po ukończeniu studiów w 1954 r. otrzymał nakaz pracy na stanowisku radcy prawnego w dyrekcji Poczty w Opolu. Po powrocie do Krakowa w roku następnym kontynuował naukę w szkole muzycznej. Wówczas powstały pierwsze kompozycje Z. Podgajnego "Horyzont" (wykonywany z Big Bandem Janusza Szewczyka) i "Przeprosiny walca". W 1957 r. dyplomem u profesor Heleny Szkielskiej ukończył szkołę muzyczną. Karierę prawniczą kontynuował w sądownictwie najpierw jako aplikant, a potem asesor. Nie rezygnował z pasji muzycznej - współpracował z krakowskim Sextetem Organowym Lesława Lica, dokonując z nim nagrań radiowych. Skomponował również poemat symfoniczny "Taka jest moja Warszawa". Ważną zmianą w życiu osobistym muzyka był w 1958 r. ślub z Barbarą Matułą oraz narodziny syna Roberta (4 lipca 1959 r.).
We wrześniu 1961 r., po nawiązaniu kontaktu z Przemysławem Gwoździowskim, ówczesnym kierownikiem muzycznym Czerwono-Czarnych, zastąpił w tej grupie pianistę - Tomasza Śpiewaka. Pierwszym wspólnym występem był koncert w Wałbrzychu. Praca w sądownictwie nie pozwoliła mu jednak na dłuższą współpracę z zespołem. Już w styczniu 1962 r. zastąpiony został przez Józefa Krzeczka.
Jesienią 1962 r. zrezygnował z kariery prawniczej, poświęcając się całkowicie muzyce. Od września z ramienia Estrady Szczecińskiej objął kierownictwo muzyczne zespołu Luxemburg Combo. W styczniu 1963 r. z grupą tą dokonał pierwszych nagrań płytowych.
W sierpniu 1963 r. Z. Podgajny przeszedł do grupy Niebiesko-Czarni, gdzie objął funkcje pianisty i organisty. Z zespołem koncertował m.in. we Francji, Szwecji, Jugosławii, Holandii, Luksemburgu, Finlandii, USA, Kanadzie, NRD, RFN i ZSRR. W sierpniu 1965 r. muzyk został kierownikiem muzycznym Niebiesko-Czarnych. Muzyk jest autorem wielu utworów zespołu. Skomponował m.in. przeboje: "Jeden taniec dla mnie"; "Niedziela będzie dla nas"; "Ballada ratuszowego zegara"; "Ach"; "Nie lubię kłamać"; "Hej, wracajcie chłopcy na wieś"; "Pożar w Kwaśniewicach"; "Gdy chciałem być żołnierzem"; "Ty i ja i noc"; "Na betonie kwiaty nie rosną"; "Po to przyszedłeś na świat". W 1972 r. był współtwórcą rock-opery "Naga". Dwa lata później razem z Hubertem Szymczyńskim prowadził na V Wielkopolskich Rytmach Młodych w Jarocinie seminarium na temat "praktycznych aspektów pracy w grupie muzycznej".
Po rozwiązaniu Niebiesko-Czarnych występował z holenderską grupą The Grapevines. Później wyjeżdżał na kontrakty do Finlandii, RFN i Szwajcarii. Rzadko brał udział w nagraniach. Okazjonalnie pojawiał się na koncertach prowadzonego przez syna zespołu jazzowego Chwila Nieuwagi. Po tragicznej śmierci Roberta (25 stycznia 1986 r.) Z. Podgajny wycofał się z życia artystycznego. Jedynie w 1987 r. wystąpił na koncertach "Srebrnego Wesela Niebiesko-Czarnych".
Z. Podgajny zmarł 11 czerwca 2002 r. w Krakowie.
Zbigniew Podgajny |
Źródła:
Fonorama nr 53 str. 79 (autor: jans - Janusz Sadłowski)
"Encyklopedia Polskiej Muzyki Rockowej - Rock'n'Roll 1959-1973 - autorzy: Jan Kawecki, Janusz Sadłowski, Marek Ćwikła, Wojciech Zając (Wydawnictwo „Rock-Serwis” - Kraków, 1995)
https://adarusowicz.adizma.pl/images/foto/adarusowicz/kron/ar_046_600.jpg (zdjęcie)
Śpiewamy i Tańczymy nr 9/1968 str. 24 (zdjęcie)
Poznałem Zbyszka w 1958 roku gdy wstąpiłem jako wokalista do zespołu Jerzego Borowca (saks tenor) w którym Zbyszek grał na fortepianie, Lesław Lic na klarnecie, Andrzej Dąbrowski na perkusji, ale nie pamiętam dokładnie kontrabasisty ale chyba Dyląg. Próby odbywały się w mieszkaniu Jurka. Atmosfera w zespole była doskonała; pamiętam jak na jednym koncercie w Kobierzynie Zbyszek i Andrzej strzelali do siebie pistoletami wodnymi na scenie w czasie przerw między kawałkami. Po odejściu z zespołu przez długie latach nie widziałem się z Zbyszkiem, ale kiedyś wracałem tramwajem nr 4 ze śródmieścia Krakowa do Nowej Huty i natknąłem się z nim i przez chwilę porozmawialiśmy o starych czasach. Był on bardzo fajnym człowiekiem i dalej myślę ciepło o nim. (18-11-2023)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za to piękne wspomnienie o Zbigniewie Podgajnym.
UsuńMam prośbę o kontakt, może być e-mailowy na adres polski_bigbit@op.pl.
Pozdrawiam serdecznie
Grzegorz
Zbigniew Podgajny mieszkał w Krakowie na osiedlu Ugorek , czasami żeśmy widzieli Jego z synem i jego narzeczoną lub już żoną Świetnie ubrani widać było że to top One muzyczny, ale oni nie zwracali uwagi na ferajnę osiedlową , a i my onieśmieleni nie kontaktowaliśmy się z nimi
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za wspomnienie o Panu Zbigniewie.
UsuńPozdrawiam serdecznie
Grzegorz
To co Pan/Pani pisze jest śmierci śmierć niesprawiedliwe . Zbigniew Podgajny był moim teściem i był otwartym i serdecznym człowiekiem. Ale na Ugorku panowała atmosfera zazdrości że komuś się lepiej powodzi. Nawet po tragicznej śmierci jego syna a mojego męża.
UsuńJa tamten wpis odebrałem jako opinię człowieka, który podziwiał Pana Zbigniewa, a nie mógł pokonać bariery estymy i nieśmiałości.
UsuńJeśli chciałaby Pani podzielić się wspomnieniami związanymi z Panem Zbigniewem, zapraszam na tą stronę lub napisać na adres e-mail: polski_bigbit@op.pl
Pozdrawiam serdecznie
Grzegorz
Mieszkałem na Ugorku w pierwszym bloku. Okna wychodzą na duży parking, dzisiaj dla wybranych, kiedyś prawie zawsze pusty. W pewnym momencie na parkingu pojawił się kompletnie niewidywany zielony busik VW, trochę w wyglądzie zabawny i intrygujący...a przy nim pan z wiaderkiem i gąbkami. Pompa stała tuż obok przy ulicy Ugorek. Pan miał długie czarne włosy, kolorowe spodnie i piękną koszulę...Nie od razu rozpoznałem kto to jest ale czułem, że musi to być jakiś bigbitowiec! Najpewniej był to 1968 rok .. miałem wtedy 13 lat i już kilka dużych płyt kupowanych za całe miesięczne kieszonkowe w wysokości 80 złotych za robienie zakupów i trzepanie dywanów. Tyle kosztował wtedy LP. Miałem też ALARM Niebiesko-Czarnych ...i na okładce rozpoznałem Pana Zigniewa! Potem już wypatrywałem codziennie, kiedy znowu będzie mył tego VW...Byłem "łowcą autografów". Kiedy pojawił się na parkingu za trzy, cztery miesiące, w minutę , z duszą na ramieniu, byłem przy nim z zeszytem...Nie skończyło się na autografie. Pan Zbigniew okazał się świetnym Gościem ! Rozmawiał ze mną o tym czego słucham, przejrzał z zachwytem zeszyt , opowiedział o podróży do RFN...Dowiedziałem się gdzie mieszka i gdy kiedyś później gruchnęła wieść na osiedlu, które z zachwytem i podziwem patrzyło na Pana Zbigniewa i jego piękną o czarnych włosach żonę, że u Państwa Podgajnych goszczą Ada Rusowicz i Wojciech Korda, oczywiście z zeszytem stanąłem na wycieraczce przed ich mieszkaniem ... Pan Zbigniew powitał mnie w progu uśmiechem i zebrał dla mnie autografy. Na drzwiach ich mieszkania była wizytówka ...zrobiona z zawijanego w litery mosiężnego drutu ...zupełnie nie spotykane artystyczne CUDO! Ada suszyła włosy ale i tak wyszła zobaczyć w drzwiach "fana". Oczywiście autografy mam do dzisiaj. Zresztą wykorzystywałem każdy następny moment, by wziąć kolejny raz autograf... na rozkładanej okładce TWARZY czy NAGIEJ albo choćby się tylko przywitać "przy myciu" auta. Zawsze było coś pięknego, nowego , ciekawego i serdecznie, Powszechnie, jako osiedlowa gówniarzeria wiedzieliśmy, że pan Zbigniew nie jest zwykłym szarpidrutem tylko dyplomowanym sędzią, co wzbudzało u nas ogromy podziw i szacunek!
OdpowiedzUsuńByłem starszy od Roberta, syna Pana Zbigniewa, o cztery lata, ale na osiedlu, wówczas bardzo "młodym", bawiło się nieprawdopodobnie dużo dzieci i nie raz spotkaliśmy się między blokami. Pamiętam jedną z nim rozmowę....mówiłem do Roberta , że zazdroszczę mu takiego sławnego i podziwianego ojca, że mój taki nie jest... Robert odpowiedział krótko: ale go masz ! co z tego że mam takiego Tatę , jest fajny... ale wciąż nie ma Go w domu ... a jak przyjeżdża to zaraz jedzie dalej...Chiałbym żeby był w domu...
Zawstydziła mnie odpowiedź Roberta...
Pana Zbigniewa nie można było nie kochać. Jakkolwiek.
Bardzo dziękuję za to piękne wspomnienie o Zbigniewie Podgajnym.
UsuńNigdy dość takich pięknych opisów spotkań z bohaterami rodzimej sceny bigbitowej lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
Pozdrawiam serdecznie
Grzegorz